Ktokolwiek przyjmował udział lub też interesował się nieco rozwojem fotografii amatorskiej, temu nie może być obcem nazwisko ś. p. Łukasza Dobrzańskiego. Zmarł, mając przeto lat 45, więc wtedy, gdy nabyte doświadczenie, wsparte wrodzonem umiłowaniem piękna i pracy mogło mu wróżyć jaknajlepiej na przyszłość. Urodzony w Warszawie, w r. 1804, syn Józefa, obywatela ziemskiego, po ciężkiej i długotrwałej chorobie zakończył on życie w Krakowie d. 6 września r. b.

Każdy, kto jest prawdziwym znawcą i miłośnikiem postępowego kierunku, do jakiego zdąża dzisiejsza sztuka fotograficzna, pojmie tę niepowetowaną stratę dla naszej sztuki fotograficznej. Po ukończeniu początkowycli nauk w Krakowie, zmarły wstąpił na wydział medyczny wszechnicy Jagiellońskiej. Lecz nic było mu przeznaczonem ukończyć jej. Słaby organizm Dobrzańskiego nie znosił uciążliwej pracy, nieodłącznej towarzyszki przyszłego medyka, i dla tego też, korzystając z wydarzonej sposobności, w r. 1893, opuścił on piąty kurs uniwersytecki i jako towarzysz i opiekun chorego, który szukał pomocy południa, udał się do Egiptu, rad, iż tam nabędzie sił nowych do dalszych usiłowań.

Wrodzone poczucie piękna przyrody i prawdy indywidualnej zachęciło nieboszczyka do odtwarzania drogą fotografii, widzianych przez, się skarbów przyrody i kultury. Bogaty i niewyczerpany materyał do studyów tak widokowych jak i typów oraz scen rodzajowych rozbudził w Dobrzańskim zamiłowanie do fotografii, które poprowadziło go rzeczywistą drogą wrodzonego talentu. Począwszy od skromnych prac amatorskich, doszedł z czasem do wyżyn doskonałości, tworzących z amatora prawdziwego artystę.

Dobrzański przez czas dłuższy przepędzał zimy bądź w północnej Afryce, bądź południowej Europie; dzięki zapałowi do pracy zdołał nagromadzić olbrzymi zasób artystycznego materyału, pod postacią wyśmienitych zdjęć,  nacechowanych życiem i dokładnością artystycznie wyzyskanej prawdy, za które przyznano mu wyższe nagrody na wystawach w: Aleksandryi, Paryżu i Hamburgu. W ostatnich latach zamieszkał w Warszawie, gdzie, nie ustając w niezmordowanej, zabiegliwej pracy, zasilał stale swemi produkcyami „Tygodnik IIlustrowany”.

Choroba piersiowa, coraz bardziej rozwijająca się, zniewalała Dobrzańskiego w zimowych miesiącach do szukania ratunku po za krajem. Zimy lat ostatnich spędzał w Zakopanem, lecz i tam, nie baczny na stan swego zdrowia, nie ustawał w umiłowanej pracy, wrażliwy na piękno przyrody. Jak ją umiał podpatrzeć i rozumieć dowodem bodaj wkładka w tym numerze październikowym, który ma być poniekąd dowodem naszego umiłowania dla zmarłego towarzysza dążeń. Zdjęcie to cenił on szczególniej i gorąco opiece polecał.

Po powrocie każdorazowym ożywiał się czasowo, wynagradzając nowym zapałem przerwę w swej działalności. Pomimo cierpień, gaszących pełne zasługi życie, pracował niemal do ostatka, dopóki śmierć nieubłagana nie położyła kresu życia.

Jak nieboszczyk umiłował sztukę fotograficzną i jak wybitnym był jej pionierem, wiedzą dokładnie uczestnicy, powstałego w Warszawie, przed kilku laty, Towarzystwa miłośników fotografii. Świadczą też o tem reprodukcye, zdobiące zeszyty „Fotografa Warszawskiego”. Obrazy te, owe wschody słońca, studya portretowe, fotografie kwiatów, wyróżniają się pomysłowością poglądów estetycznych i wyzyskaniem światłocienia. Na pierwszy już rzut oka widzimy w nich ten wybitny i tak cenny zwrot w sztuce fotograficznej; doścignąwszy, można wyrzec, szczytu doskonałości technicznej, szuka na każdym kroku dopełnień na drodze artyzmu. Zasługi zmarłego „Pana Łukasza” są, w tym kierunku, dla nas pierwszorzędne; zapoczątkował on u nas prawdziwy artyzm fotograficzny.

S. p. Dobrzański, oceniając doniosłość istnienia Polskiego Towarzystwa Miłośników Fotografii, ostatnią swą wolą ofiarował całkowity dorobek swej pracy temu towarzystwu. Jest to zbiór około 2000 negatywów oraz wspaniałe albumy z reprodukcyami. Przy zdarzonej sposobności Towarzystwo Mil. Fot. urządzi zapewne publiczną wystawę tych prac, która da możność szerszemu ogółowi zapoznania się z tym cennym i ciekawym zbiorem. Tą drogą spełniony będzie dług wdzięczności, oddaną cześć zasłudze i pamięci, a zarazem dany przykład i zachęta dla tych, którzy na polu fotografii pragną szukać drogi rzeczywistego piękna.

Aleksander Karoli

Fotograf Warszawski
miesięcznik poświęcony fotografii i naukom z nią związanym
organ Towarzystwa Fotograficznego Warszawskiego
T.6, nr 10 (paźdz. 1909)