Do najświetniejszych dzisiaj zdobyczy naszego stulecia, do tych nabytków, któremi ludzkość po skończeniu wieków szczycić się nie przestanie, należy bezwątpienia cudowny, z każdym dniem udoskonalający się wynalazek photografji. Skrzętni o dobro własne, nawet słońce zapędziliśmy do pracy, a prześliczne utwory jego promieni, przebiegłym kunsztem ludzkim kierowanych, przewyższają w doskonałości, wierności, matematycznej prawie nieomylności wszystko, do czego ręka ludzka przy najwyższych wysileniach dojśćby mogła. Na wysokim zadziwiającym stopniu udoskonalenia, stoi już sztuka photografji, a ileż jeszcze przed nią przyszłości, kiedy tak młoda, tyle się już wzbić potrafiła. Warszawa nie dała się wyprzedzić stolicom innym, w posiadaniu płodów tego nowo narodzonego, tak wdzięcznego kunsztu, (jak o tem już Kurjer nadmienił przed kilku dniami, mówiąc o zakładzie P. Karola Bayera). Ale także, któż z Warszawian nie zastanowił się przy prześlicznych portretach w wystawie, którą od lat już kilku urządził Pan Józef Giwartowski, w domu Wgo Bentkowskiego na Nowym-Świecie,  pracownia photogroficzna P. Giwartowskiego, wzorowo urządzona, od chwili założenia do tej pory zamieniła się w prawdziwe Muzeum. Tysiące portretów i minjatur, rozeszło się z niej po kraju, szerząc zamiłowanie sztuki i ukształcenie estetyczne. P. Giwartowski długo śledził za granicą postępy sztuki swojej, zamiłowany w niej i pełen talentu, uposażając miasto swe rodzinne zakładem, śmiało z cudzoziemskiemi spółzawodniczyć zdolnym, a w dostępności cen znacznie prześcigającym je, położył zasługę rzetelną i piękną dla miasta, kraju i sztuki.

Kurjer Warszawski
1852, nr 132