Sprzedajność kobiety nie jest wyłącznie tylko wynikiem nędzy ludu. Jeżeli sprzedająca się jest ciemną nędzarką, to kupujący, po zaopatrzeniu się w chleb i odzież, ma jeszcze czas i pieniądze na zbytki. Od nędzy mężczyzna broni się pracą, z której utrzymuje siebie, rodzinę i wychowuje dzieci. Z pracy także musiałaby żyć kobieta, gdyby nie znalazła nabywców i nie przemieniła się w towar.

Handel kobietą podlega zwykłym prawom ekonomicznym — zniesienie popytu na towar niweczy jego dostawę na rynki. Zniesienie popytu— to wprowadzenie w życie surowej etyki, wzbraniającej tego, co szkodzi ludzkości.  Coraz głośniej moraliści i lekarze żądają wyższych norm w stosunkach erotycznych; wymaga tego od mężczyzny i dumna nowożytna kobieta i on sam w lepszych swoich jednostkach, dźwiga się i inne nakazy dla siebie wyrabia: bo pojął, że w dawnym porządku rzeczy nikczemniał, ginął i w kobiecie deptał dostojność ludzką.

Do podniesienia mężczyzny z nędzy dotychczasowego jego życia i wyemancypowania go z gnębiącej niewoli zmysłów przyczynić się ma kobieta. Wszystkie reformy bez jej rzeczywistego udziału będą bezowocne. Jako matka wychowywać go ma inaczej. Od najmłodszych lat w atmosferze domowej bezwzględnie czystej. Dom rodzinny ma być niepokalanie biały i w białości swej prawdziwy i poważny. Dziecię, podrostek, ma być jak najstaranniej  chroniony od pornografji, która wciska się do domów rodzinnych wszystkimi szczelinami, w postaci żartu, anegdoty, plotki, dwuznacznego słówka lub uśmiechu, umizgu, pieszczoty, zazdrosnych wymówek matki, knajpowania po nocach ojca. To wszystko ma być, nie ukrywane niezręcznie przed dzieckiem, lecz niedopuszczone istotnie do domu.

Dla uzdrowienia ludzkości musimy z gruntu przerobić swoje obyczaje z chwilą, gdy podejmujemy się wychowania nowego człowieka. Jednocześnie kobieta musi zmienić postępowanie swoje w stosunkach towarzyskich z mężczyzną. W tyra celu ulec muszą surowej rewizji zasady etyki kobiecej. Ale dziś, gdy dążymy do zrównania kobiety we wszystkich jej prawach i obowiązkach z mężczyzną; gdy stanowczo żądamy usunięcia podwójnej miary dla sądzenia ich wykroczeń, jest jedna tylko etyka ogólno-ludzka, niema różnicowania. Otóż nie. Jest i będzie po wszystkie czasy etyka kobieca. Kanony moralności, obowiązującej kobietę wyłącznie, bo jest grzech jej wyłączny. Grzech dziwny, kobieta pozostaje niby czystą i bezwiny, lecz refleks jej czynu jest zły, złe to wzbiera falą i zatapia ludzkość. Niema przesady w tym wyrażeniu, jeżeli rzecz nazwiemy właściwym jej imieniem: grzechem tym jest kokieterja kobiety, czyli wszelkie sposoby wywoływania w mężczyźnie podniecenia erotycznego, sposoby brutalne, lub wielce subtelne, wynikiem jej — sponiewieranie istoty ludzkiej, oderwanie mężczyzny od myśli poważnych, tragiczne węzły na równych pasmach życia rodzinnego, a ponad wszystko — tysiące ludzi, ginących od choroby zakaźnej, przekazywanej potomstwu. Ile wiedzy, energji, siły, ile dorobku intelektualnego ginie od tej zarazy wiedzą tylko ci, którzy znają statystykę kliniczną. Te cyfry są wprost straszne i głęboko obciążają kobietę.

Ludzkość wie dobrze, że to złe idzie od ciągłego podniecenia mężczyzny, sztucznie i nadmiernie wyzywanego przez życie i wini o to kobietę. Stąd ta wrogość do niej u mędrców starożytnych i u myślicieli naszych czasów. Wedekind — nazywa ją demonem ziemi. Przybyszewski — siłą kosmiczną, niszczącą ludzkość, Strindberg — wrogiem ludzi. Ginący przez kobietę nienawidzą jej i pogardzają nią. Wrogiem ludzkości — ta macierz poświęcająca się i kochaniem swoim ludzkość utrzymująca? Rodzi, piastuje a potym zabija? Tak — taką jest logika przyrody zgwałconej przez człowieka, gdy nadmiernie wybiera z niej to tylko, co mu chwilową przyjemność sprawia i prowadzi gospodarstwo życia rabunkowe.

Ludzkość żąda od mężczyzny, aby zatrzymał się na stokach przepaści, ratował resztki sił swoich lub zachował zdrowie, cudownie jakoś odziedziczone, fon sam znudzony i zastraszony szuka w higjenie rad i sposobów życia zdrowszego. Otacza go jednak atmosfera podniecająca; w domu, na balu, w szynkowni, w stosunkach koleżeńskich z kobietą — wszędzie ona zaczepna, wabiąca. Suma tych wrażeń odbieranych od każdej spotkanej jest wielka i obciąża mu życie, uniemożliwia drogę istotnej poprawy. Pomoc wyjść więc musi od kobiety, najpierw dla ogólnej zasady, aby nie czynić krzywdy ludzkości, a potym któż to ginie? Nasi ukochani synowie, tak w dzieciństwie chronieni od najlżejszego powiewu złego. Nie swoim synom wprawdzie szkodzimy, lecz synom innych matek, inne znów kobiety zatruwają naszych synów.

Kobieta musi radykalnie pod tym względem zerwać z przeszłością i zmienić swe postępowanie. W samej sobie uszlachetnić się musi i zniewolić inne, aby wyrzekły się snucia tej pajęczej sieci podnieceń. Musi przestać być wabną, aby uzdrowić ludzkość. Wabność — to przymiot pożądany w kobiecie, tak związany dotąd z jej kobiecością. Przecież oddawna matki starają się wystroić swą córkę, zrobić ją najbardziej kuszącym djabełkiem, aby miała powodzenie. To był najgłówniejszy nakaz, dawany jej na drogę życia. „Wab wielu, abyś znalazła męża; wab, aby kochający i kochany wiedział, że podobasz się innym, wab, aby cię mąż — kochał”.

Odjąć kobiecie przymiot wabności. Ależ przeciw temu zaprotestują i mężczyźni i kobiety. Ludzie lubią wywoływać i odbierać te wrażenia. Wyrzucić ten czynnik ze stosunków wzajemnych — to zamach na wszystko, co piękna, świetne, miłe, na samą miłość, to doszczętne zniszczenie poszumu i świecenia fal życia towarzyskiego. Tak nie jest. Znane są wrażenia, jakie na większość naszych kobiet wywiera młody, piękny i utalentowany mężczyzna. Chłoną one oczami jego urodę; wdzięk, podziwiają dowcip, całe piękno tej postaci wyczuwają, lecz bez najmniejszego podkładu zmysłowego. Tak samo będzie działał i wdzięk i piękno kobiet, jeżeli będzie istniało bez przyprawy zalotności, bez chęci zużytkowania go dla podniecenia mężczyzny. Miłość będzie łączyła dwoje wzajemnie wybranych i nie zostanie cząstkowo rozsiewaną na wszystkich przez oczy i uśmiechy kobiety zalotnej, która to robi jakby z obowiązku swej kobiecości.

„My jesteśmy czyste i wierne — mówią nasze kobiety uczciwe — a że się podobamy… Nie my grzeszymy, to tamte, gorszego gatunku, my z nimi nic nie mamy wspólnego. Dawniej nie chciałyśmy wiedzieć o nich, dziś chcemy je uczyć, umoralniać… ale idzie to tak powoli”.

Otóż w tym dziwnym łańcuchu przyczyn i skutków kobiety z towarzystwa są przyczyną — a kobiety z ulicy — skutkiem. Wiele kobiet jest świadomie lub nieświadomie pierwszym czynnikiem, najbardziej odpowiedzialnym. Np. Bal – panie odsłoniły wabiąco swe ciało, tysiące uśmiechów, szeptów, gra oczu, obiecujące lekkie uciśnienia rąk, zbliżenie taneczne. Mężczyzna po balu idzie i szuka tych gorszych — kobieta wraca nieskazitelna, nie uchybiła obowiązkom małżonki ani godności kobiecej, złe zasiała. Mężczyzna rozkołysany nie prędko się uspokoi, przez kilka dni nie pracuje, nie myśli, szuka zgubnej zabawy. Panienka w domu rodziców spędza jakąś godzinkę w saloniku na grze oczu, kuszącej rozmowie. Rozeszli się. Ona niby nieskazitelna, za chwilę już z drugim się bawi, młodzian odszedł zdenerwowany — szukać ukojenia. I tak do nieskończoności mnożyć można przykłady.

Większa inteligencja kobiet, zajęcie się ich szerszymi sprawami zniszczy ten nadmiar wabności, jednak niekiedy widzimy że inteligiencja, talent, prace społeczne, bywają znów użyte na wabika z wielkim powodzeniem.

Tylko surowy nadzór nad sobą, ciągle obecna w umyśle świadomość skutków, przeświadczenie o konieczności nowej etyki kobiecej zniszczy w kobiecie zalotność. Jest jej nadmiar, istnieje ona w kobiecie jako siła kosmiczna w dostatecznym już natężeniu dla interesów, gatunku, lecz dla mniemanych interesów jednostki jest jeszcze przez wychowanie wzmacniana i kształcona subtelnie, wskazywana jako „cel — oręż i broń” kobiety i w tym jest całe zło.

Wychowajmy inaczej kobietę przyszłą. Wypracujmy kodeks etyki kobiecej a dla podniesienia kobiety sprzedającej się — nie dostarczajmy jej kupców. Gdy to zrobimy, sprawa ta straci swą szkodliwą żywotność.

W. P.

Ster
organ równouprawnienia kobiet
R. 3, 1909, z. 11-12