Pomiędzy wynalazkami któremi wiek nasz dziewiętnasty okupi wiele swych wad i błędów u potomności, jednym z najcudowniejszych jest bezwątpienia fotografia. Geniusz człowieka wzniósł się tu wysoko, zmusił bowiem słońce do udziału w pracy. Skromny był jednak, jak zwykle, początek tego wielkiego podboju naukowego, prawda bowiem nie zdobywa się nigdy całkowicie i odrazu, ale powolną pracą i trudami tysiąca ofiar. Wedgwood, który pierwszy powziął przynajmniej słaby odblask idei jaka stworzyła fotografią, nie domyślał się może przyszłości swego spostrzeżenia. Niepce myśl tę widział już dokładniej; lecz później dopiero Daguerre postawił ją w takim kształcie, iż mogła byćbadaną przez naukę i rozwijaną za pomocą dociekań i doświadczeń. Pracowników na tem polu nie brakło i myśl raz rzucona, szybko była posuwaną, ulepszaną i stosowaną do praktyki.
Z pomiędzy wielu prób i doświadczeń, trzy jednak głównie ulepszenia wpłynęły stanowczo na rozwój przemysłowy Daguerrowego wynalazku. Pierwszem było użycie chloru i pary bromu, zaprowadzone przez p. Claudet, dla sprawienia większej czułości powłoki najodowanej blaszki srebrnej; tym sposobem czas potrzebny do zdjęcia obrazu skrócił się do 1/30, i zamiast działania dwugodzinnego, potrzeba było tylko czterominutowego. Krok ten pierwszy, skracający czas tak potężnie, zdawał się cudownym. W pomoc przyszła mu optyka, przez wynalezienie skombinowanych szkieł optycznych, zastosowanych do kamery ciemnej, według obliczeń professora Petzwal
w Wiedniu. Był to drugi krok olbrzymiego postępu; robienie bowiem portretów stało się możliwem, bo światło zostało tak skoncentrowanem, że miejsce potrzebnych minut zastąpiły sekundy. Trzecie nakoniec i najważniejsze ulepszenia daguerrotypii winniśmy p. Fizeau we Francyi. który przez użycie chlorku złota i podsiarkanu sody, zdołał utrwalić obraz na srebrnej jodowanej blaszce odbity. Odtąd daguerrotypia z laboratoryj i pracowni naukowych przeszła naprawdę w ręce przemysłu i stała się jedną ze znakomitszych jego gałęzi.
Doświadczenia Daguerra, zakupione z woli ciała prawodawczego francuzkiego i ogłoszone dla użytku ogólnego w 1839 r., znalazły i u nas zwolenników, którzy w zaciszu gabinetów naukowych przedsięwzięli i wytrwale prowadzili próby.
Pierwszym u nas, który się pomyślnym wypadkiem owych prób mógł poszczycić, był szanowny professor Marcin Zaleski; skierował on najprzód usiłowania swoje do zdejmowania krajobrazów, i już w 1842 r. widziano u niego kilka prac tego rodzaju, między któremi widok Łazienek uderzał. Miło nam więc uznać tę jego zasługę, tem bardziej że zespoliła się ona z imieniem tak dobrze znanem w sztuce krajowej. Wiadomo nam także iż około tego czasu daguerrotypią zajmowali się pp. Prażmowski, Karpiński, a może i wielu innych: lecz prace ich, jako czysto specyalne i naukowe tylko badania, nie mogą wchodzić w zakres naszych poszukiwań, przemysłowy rozwój daguerrotypii na celu mających. Otóż pierwsze daguerrotypy dla publiczności robione były w Warszawie w 1843 r. Zajmował się ich przygotowaniem niejaki Scholtze z Niemiec przybyły, ulokowawszy się na tarasie kamiennym od strony Wisły w pałacu namiestnikowskim, a następnie w domu Dückerta, gdzie mieszczą się wody mineralne. Portret nieutrwalony sposobem p. Fizeau, lecz tylko wywołany merkuryuszem, kosztował 50 złp. Następnie drugi jakiś Niemiec, którego nazwiska nie mogliśmy się dowiedzieć, mieszkający na Kanonii, wyrabiał również nieutrwalone portrety w 1844 r., a tegoż lata professor Zawodziński z Płocka otworzył swą pracownię zdaje się w dalszym ciągu po Scholtzem w domu Dückerta. Lecz czy to nowość przedmiotu, do którego ogół nie miał jeszcze zaufania, czy też obojętność tegoż ogółu, lub może mało wydoskonalony sposób zdejmowania portretów, a najpewniej wszystkie te trzy przyczyny razem sprowadziły upadek tych pierwszych zakładów wyrabiających daguerrotypy w Polsce. Dodać musimy że przedsięwzięcia te nie miały cechy stałej i wyrabiając portrety nieutrwalone, nie pozostawiły żadnej po sobie pamiątki. Zakład jednak w domu Dückierta utrzymywał się dwa lata, prowadzony czas niejaki przez p. Kosińskiego, po którym objął go w 1845 r. Szczodrowski dr. filozofii przybyły z Poznania, a następnie przeniósł do hotelu polskiego. Jedynym jego uczniem był p. Jan Mieczkowski, posiadający obecnie swój własny zakład fotograficzny w Warszawie.
W tym także czasie, bo w kwietniu 1844 r., p. Karol Beyer wyjechał do Paryża i tam na wielkiej wystawie przemysłowej miał sposobność widzieć prawdziwie dobre portrety, a zarazem nabyć głębszej znajomości sztuki ich zdejmowania. Za powrotem do Warszawy, we wrześniu tegoż roku, otworzył on pierwszą pracownię oszkloną w pałacu ordynatów Zamojskich, w oficynie przy ogrodzie reformatów.
W kilka lat później, zachęceni dobrem przyjęciem zakładu p. Beyera, który w domu Zamojskich sześć lat istniał, otworzyli swoje pracownie: Enge, Wilnow i Blumenthal. Zamiłowanie jednak ogółu do daguerrotypów było zawsze ograniczone; cena pojedynczego portretu, przy schyłku tej sztuki, wynosiła 8 złp.. a mimo to niektóre zakłady po jednej ledwo osobie dziennie odbijały. Rozumie się że w takich warunkach niepodobna było myśleć o ulepszeniach w sztuce i dlatego też warszawscy fotografiści, korzystając skwapliwie z odkryć czynionych zagranicą, niewiele mogli przyłożyć się do jej postępu.
Na zachodzie jednak powoli przygotowywała się radykalna zmiana: na gruzach daguerrotypii zaczęła wykwitać fotografia. Talbott, spółczesny Daguerrowi, położył pierwsze jej zasady, przygotowując na papierze klisze negatywne (ujemne, odwrotne) i starając się przenieść z nich wizerunek na inny papier. Myśl Talbotta ulepszył Niepce de St. Victor, używając białka do powlekania szkła. na którem przygotowywano klisze. Nieczułość powłoki białkowanej nie dozwalała zdejmowania portretów, ograniczano się więc na widokach, których zdejmowanie, jako rzeczy martwych. było łatwiejsze. Dopiero odkrycie Szkota Archera, który białko zastąpił kolodionem, nadało fotografii ową dzisiejszą świetność i zapewniło jej pomyślny rozwój. Odtąd w dziedzinie fotografii nie uczyniono odkrycia równej wartości, wszelkie bowiem najnowsze ulepszenia dotyczą drobnych tylko szczegółów, nie zmieniając ogólnej zasady i trybu postępowania. Nie można jednak zaprzeczyć iż wydoskonalenie szkieł, zaprawy kolodionu i t. p., przyłożyło się do ułatwienia i postawienia fotografii na dzisiejszem jej stanowisku świetności.
W Warszawie ściśle stosowano się do odkryć zagranicznych; gdy tam ukazała się fotografia papierowa, próbowano jej i u nas. Pierwszym który dla publiczności rozpoczął u nas robić fotografie, był Józef Giwartowski; nauczywszy się tej sztuki w Frankfurcie nad Menem, otworzył swój zakład w pałacu Zmojskich. Były to duże portrety, starannie retuszowane i kolorowane, lecz nie przystępnej dla ogólu ceny, sztuka bowiem kosztowała od stu do stu pięćdziesięciu złp. Zakład p. Beyera nie pozostał również w tyle, pośpieszając z zaprowadzeniem u siebie tej nowości. Już poprzednio p. Beyer, mieszkając przy ulicy Piwnej w domu Magiera, korzystał z obserwatoryum tamecznego przy wykonywaniu rozlicznych prób. Główne jego usiłowania dotyczyły fotografii, która wychodziła wcale nieźle, gdy jednakże trzeba było zdejmować fotografie na papierze dla zyskania obrazu ujemnego, a z tego raz drugi przenosić je na inny papier, co sprawiało groszkowatość, pochodzącą od wątku papieru i zmuszało do starannego retuszu, nie ustając w próbach, wstrzymywał się p. Beyer z wprowadzeniem tego sposobu do zakładu dla publiczności otwartego.
Notujemy tutaj nawiasem, iż obserwatoryum Magiera szczęśliwymi wypadkiem przez pół wieku z górą służyło za siedlisko naukowych doświadczeń.
Tak stały rzeczy do 1851 r., w którym otworzoną została pierwsza powszechna wystawa w Londynie. Archer zrobił odkrycie swoje w tym właśnie czasie, a lubo prac jego, jako spóźnionych, na wystawę nie przyjęto, stały one jednak gdzieniegdzie przy wyrobach optycznych. Pan Beyer, zwiedzając wystawę, ocenił ważność wynalazku, a nauczywszy się go od samego Archera, po powrocie do Warszawy, zabrał się natychmiast do fotografii kolodionowej. Tym sposobem zakład p. Beyera, przeniesiony na ulicę Warecką, pozostając w ciągłym postępie, utrzymywał się nietylko pomyślnie, kiedy inne upadały, ale jeszcze współzawodniczącym nie dał się wyprzedzić w zajmowanem przez siebie pierwszorzędnem stanowisku. Publiczność zaczęła nabierać więcej gustu do fotografii; mnożyły się więc dość licznie zakłady w Warszawie i na prowincyi. W tym fachu, podobnie jak i w innych, upadające firmy zastępowano nowemi, niektóre zaś zdoławszy przetrwać gorsze chwile, utrwaliły swą wziętość. Enge, Geisler, (dziś przeniósł się do Radomia) Blumenthal posiadali swe zakłady mniej więcej w pierwszych chwilach powstania fotografii i łamali pierwsze trudności tej sztuki.
Pomimo jednak przybytku znaczniejszych zakładów. jak p. Sachowicza, Lacoura i innych. zajmowano się tylko zdejmowaniem portretów na żądanie osób przybywających do pracowni.
Nie możemy przemilczeć, iż do spopularyzowania u nas fotografii bardzo wiele przyczynił się zakład pp. Skalskich, niepozorny i ubogi, bo istniejący przed czterą laty przy rogu ulicy Bednarskiej i Furmańskiej. Skalscy wyrabiali przedewszystkiem tak zwane panotypy, czyli odbicia na ceratce, po cenach tak nizkich (zacząwszy od 3 złp.), iż tym sposobem znęcili do siebie niezmierne massy publiczności. Mimo to jednak fotografia nie dosięgła jeszcze dzisiejszego swego zakresu; olbrzymi jej rozwój rozpoczął się dopiero z prowadzeniem kart wizytowych czyli biletów fotograficznych. Nowość ta przyszła z zagranicy i szybko się rozpowszechniła u nas. Niemało do tego przyłożył
się przed dwoma laty powstały zakład p. Mieczkowskiego, o którym wspominaliśmy wyżej. Posiadał on już dawniej swoją pracownię w domu Łagiewnickich od 1853 r., a fotografiom jego ówczesnym dzienniki nie skąpiły pochwał. Następnie powróciwszy z długiej podróży po kraju i zagranicy, p. Mieczkowski rozwinął swój zakład na obszerną skalę w domu Piotrowskiego. przy ulicy Miodowej, i co najważniejsza, nadał mu przedewszystkiem charakter fabryczny. W krótkim przeciągu czasu zdołał zgromadzić mnóstwo portretów w formacie biletowym znanych u nas osobistości wszelkiego rodzaju. tysiące kopij i reprodukcyj. Oprócz nagromadzenia tych zbiorów, p. Mieczkowski umiał je rozpowszechnić i rzeczywisty niemi handel zaprowadził. Wkrótce więc po wszystkich prawie księgarniach, sklepach papieru i galanteryj zaczęto sprzedawać fotografie biletowe po cenie 2 złp. za sztukę. Towar ten, wyrabiany dobrze, trafiając szczęśliwie na chwilę mody, licznych znalazł nabywców: wiele więc zakładów fotograficznych zajęło się wyrabianem reprodukcyj.
Ażeby powziąć wyobrażenie do jak znakomitych rozmiarów dochodzić może ten handel, dość zdaje się będzie jeżeli powiemy, iż jeden zakład p. Mieczkowskiego w 1862 r. wyrobił 237,000 sztuk biletów fotograficznych, prócz większych. Wszystkie te portrety wyrobione zostały i dobrze i tanio, zakład bowiem, kontentując się małym zyskiem, znaczny odstępuje rabat kupującym w większych partyach, mianowicie zaś księgarzom, którzy mając tak wysoki procent (50%) mogliby dla publiczności cenę biletowych fotografij obniżyć. Jesteśmy przekonani iż podobną cyfrę dostarczył handlowi i zakład p. Beyera, który mniej produkując odbić, stara się o dobre oryginały. Temu także zakładowi winni jesteśmy kilka nowości w ostatnich czasach wprowadzonych. Z pracowni to p. Beyera wyszły pierwsze stereoskopy widoków Warszawy i okolic naszego grodu. Jeszcze przed ośmią laty p. Beyer robił pierwsze stereoskopowe widoki, i były one na wystawie przemysłowej w Warszawie, (gdzie, mówiąc nawiasem, tylko pp. Beyer i Sachowicz zyskali pochwały), lecz w porównaniu z dzisiejszemi, nie były wcale osobliwe. Postęp fotografii i tu pozwolił na udoskonalenia, a mianowicie użycie tak nazwanych suchych preparatów (klisza robi się na szkle, przy pomocy jodowanego kolodionu i kwasu garbnikowego) dozwoliło bez trudności na kilkodniowe nawet oddalenie się z laboratoryum, dla zdjęcia zamierzonego widoku. Nowy ten sposób, podany w broszurze Majera Russel, dokładnie zbadany został przez p. Beyera, a stwierdzony próbami w osobnemi przy zakładzie istniejącem, doświadczalnem laboratoryum, zastosowany został do roboty widoków stereoskopowych. Wypracowanie takowych powierzone miał sobie p. Olszyński, współpracownik zakładu, a pojmując tę rzecz artystycznie, wykonał widoki w niczem nie ustępujące tego rodzaju zagranicznym. Przyrząd tak nazwany sekundowy (pierwszy egzemplarz tego przyrządu sprowadzony został przez P. Gebetnera, posiadającego zakład fotograficzny przy ulicy Senatorskiej) pozwoli zapewne na zdejmowanie scen rozmaitych, choćby nawet o najżywszej akcyi, byle tylko preparata były dość czułe, gdyż na zdjętych widokach dostrzedz można szprychy kół i nogi końskie w powietrzu, do czego potrzeba tylko cząstki jednej sekundy.
Z zakładu p. Beyera widzieliśmy także wyszłe portreciki niektórych osób w lupkach. Ten rodzaj przemysłu fotograficznego, u nas jeszcze w kolebce pozostający, rozwinął się bardzo w Paryżu, gdzie mnóstwo rąk zatrudnionych jest wyrobem i szlifowaniem szkieł lupkowych, osadzaniem drobnych fotografij w pierścionki, brosze, kolczyki, scyzoryki i t. p. przedmioty. Toż samo nie rozwinął się tu jeszcze przemysł wyrabiania fotografij drobnych do guzików, spinek i t. p., któremi zarzucane są sklepy galanteryjne. Do nas przychodzą one w znacznej ilości z zagranicy, lubo pozbawione żywszego interesu, gdyż zawierają portrety obcych nam znakomitości. Dziś nasze fotograficzne zakłady nie potrzebują się temi drobiazgowemi pracami zabawiać, mając lepszy zarobek na reprodukcyach, biletach, portretach, których rozmaite gatunki nie przeszły jeszcze kapryśnych odmian mody.
Chromofotografie wykonywane u p. Beyera, bilety na papierze porcelanowym u p. Mieczkowskiego, pyszne retuszowane fotografie Sachowicza, wyborne wielkie portrety Fajansa, są dopiero na początku swego powodzenia. Spodziewać się jednak trzeba iż z czasem i u nas fotografia szukać będzie nowych dróg odbytu, a wtenczas wizerunki lupkowe lub do spinek posiadać będziemy własnej roboty.
W artykule naszym idzie nam przede wszystkiem o przedstawienie historyczne rozwoju i statystycznego znaczenia tej gałęzi nowożytnego przemysłu; nie możemy więc rozbierać z punktu artystycznego tych licznych albumów i kollekcyj, jakie tutejsi fotografiści przygotowali, zastępując fotografią wyroby litograficzne. Prace pp. Beyera (album warszawskie, krakowskie, starożytności, medale i t. d.), Fajansa (nowotworzące się album malarzy polskich z wystawy Towarzystwa zachęty sztuk pięknych), Mieczkowskiego, Sachowicza, jeżeli tylko zdołają się oprzeć działaniu czasu, oddadzą sztuce równe usługi, jak rylec i kredka.
Nie możemy także pominąć bez uwagi prób fotolitografii, a mianowicie odbić starych druków, rękopiśmiennych zabytków, tudzież autografów. Sposób p. Pilińskiego, który w Paryżu takie znalazł powodzenie i niejedną bibliotekę w białego kruka zaopatrzył, ma być zastosowany, przy sprzyjających okolicznościach, w zakładzie p. Mieczkowskiego, który nawet podobno ma sprowadzić w tym celu p. Pilińskiego. Tymczasem widzieliśmy już wyszłe z zakładu p. Beyera odbicia fotolitograficzne listu Mickiewicza. Trudności więc techniczne zostały pokonane, idzie tylko o zastosowanie przemysłowe fotografii, a mianowicie o handlowy zbyt reprodukcyj; a jeżeli ogół okaże tu równe jak do fotografii zamiłowanie, nowa ta gałęź może się pomyślnie ustalić i oddać niemałe przysługi bibliotekom, zbieraczom, starożytnikom, upowszechniając rzadkie rękopisy, autografy i kosztowne a niepodobne dziś do przedrukowania w oryginalnej formie druki.
Toż samo od rozwoju fotografii oczekują niemało jeszcze posług nauki przyrodzone i medyczne; odbicia bowiem z natury przedmiotów naukowych anatomicznych, niepróbowane u nas dotąd, jak z jednej strony staną się ważnem zajęciem dla fotografów, tak z drugiej niemało mogą posunąć samą naukę. Niedaleką więc jest może chwila, gdy w interesie umiejętności, przy każdej większej szkole utrzymywany będzie osobny fotografista, tak jak dziś prosektor do anatomii, laborant do doświadczeń chemicznych i t. p.
Dalsze zastosowania fotografii do rzeźby, do malowania na szkle, do inżenieryi cywilnej i wojskowej i t. d., niepróbowane jeszcze u nas z powodu nierozwiniętego ogólnego stanu przemysłu i nauk, po wydoskonaleniu swem w zamożniejszych krajach Europy zachodniej, znajdą tutaj liczne i świetne zastosowania w sprzyjającej chwili.
Oto jest krótki zarys rozwoju fotograficznej sztuki w Warszawie. Zbierając dane pod względem statystycznym, Warszawa posiada obecnie 33 większych lub mniejszych zakładów fotograficznych, które doprowadzone są do tego stopnia doskonałości, iż wyroby ich ubiegały się o pierwszeństwo na zeszłorocznej wystawie w Londynie, a nawet zakład p. Mieczkowskiego otrzymał list pochwalny; drugi zaś z naszych pierwszorzędnych zakładów, dla chwilowych okoliczności, nie mógł posłać swych prac na ten konkurs powszechny. Liczba rąk zatrudnionych w tych zakładach nie jest nam dobrze znaną. W zakładzie p. Beyera od dwóch lat pracuje 20 ludzi, w zakładzie p. Mieczkowskiego 23, najuboższe zaś zakłady po dwie lub trzy par rąk zatrudniają.
Kończąc nasz zarys o fotografii w Warszawie, widzimy się jeszcze w obowiązku dotknąć przedmiotu w bezpośrednim z nią związku będącego. Mówimy tutaj o fabrykacyi preparatów używanych do fotografii. Jeden z kompetentych w tym przedmiocie obliczył w przybliżeniu, iż wartość tych preparatów rocznie w kraju zużytych dosięga dwóch milionów złotych. Summa ta całkowicie wychodzi za granicę, gdyż dotychczas nie posiadamy fabryki, któraby się na większą skalę zajmowała przygotowywaniem preparatów fotograficznych. Zamiar założenia fabryki podobnej na Pradze, o którym donosiły gazety, został na długo podobno odłożony; a szkoda, bo przyprowadzając tę myśl do skutku, nietylko że zaoszczędzonoby niepotrzebnego wywozu gotówki za granicę, ale fabryka mogłaby dobre robić interesa, o wiele wyższe od powyżej podanej summy, gdyż mnóstwo fotografów z Litwy i sąsiednich z nią gubernij w Warszawie swoje potrzeby niezawodnieby zaopatrywało. Zwracamy uwagę przemysłowców na ten przedmiot, godzien dokładnego zbadania i zamienienia go w czyn, dla pożytku krajowej
fotografii.
Adam Wiślicki
Tygodnik Illustrowany
1863, t.8, nr 209